SNACE skończył rok. Dr hab. Tomasz Piontek: Nam się chce uczyć

Smith+Nephew Arthro Center of Excellence, czyli SNACE, ma za sobą pierwszy rok działalności. I w krótkim czasie, z instytucji szkolącej ortopedów w Polsce, stanie się edukacyjną kuźnią dla lekarzy z dziewięciu krajów. – Obserwował nas cały świat, a już szczególnie inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Osiem z nich już wchodzi w system nauczania, który zaproponowaliśmy – podkreśla dr hab. Tomasz Piontek z kliniki Rehasport, Dyrektor Generalny SNACE.

Szkoła Artoskopii SNACE, stworzona przez uznaną w świecie medycznym firmę Smith+Nephew, powstała dokładnie rok temu. W jej działalność mocno zaangażowali się specjaliści z Rehasport: dr hab. Tomasz Piontek jest jej Dyrektorem Generalnym, prof. Przemysław Lubiatowski nadzoruje prace sekcji barku, a lek. Maciej Pawlak – sekcji kolana. W szkoleniach, w roli nauczycieli, uczestniczyło kilkunastu specjalistów z Rehasport.

W pierwszym roku w SNACE przeszkolonych zostało 117 osób, z czego 62 osoby już skończyły pełen cykl i otrzymały certyfikaty. Na razie to tylko polscy lekarze czy rezydenci, ale już wkrótce sytuacja się zmieni. W listopadzie odbył się kurs Train the Trainer, czyli szkolenie dla szkoleniowca, w trakcie którego wykładowcy SNACE z Polski szkolili przyszłych wykładowców z Czech, Rumunii, Litwy i Ukrainy. Dodatkowo  zaczną funkcjonować dwie nowe sekcje związane z działem protezowym, a przeszkolonych ma zostać w najbliższych miesiącach około 300 osób.

Piątkowy 1st SNACE SUMMIT w Warszawie podsumował pierwszy rok działalności waszej szkoły. Rok, który był chyba bardzo obiecujący?

Tomasz Piontek: - Zdecydowanie tak. W tym roku nasze działania skupiliśmy na szkoleniu polskich lekarzy na poziomach: początkującym, średniozaawansowanym i zaawansowanym, a czynimy to w czterech obszarach: kolana, stawu skokowego, stawu barkowego i biodra. Podstawowy kurs trwa cały rok, łączy w sobie tak webinary, jak i później pracę na kadawerach. Pragniemy dać jak najwięcej młodemu rezydentowi, lekarzowi, który dopiero wchodzi w arkana traumatologii sportowej i leczenia artroskopowego. A czyni to grupa ok. 40 najlepszych specjalistów z całego kraju. W skład takiego kursu wchodzą zajęcia webinarowe, zwykle w formie wykładów, później są testy, które sprawdzają, czy uczestnik SNACE posiadł już odpowiednią wiedzę teoretyczną. Wtedy może przejść do praktyki na kadawerach. W większości obszarów kończy się już pierwszy rok szkolenia, choć np. w biodrze potrwa jeszcze sześć miesięcy. Tam trzeba uzyskać większą zdolność do działania, dlatego podstawowy kurs trwa półtora roku.

 

Czym wyróżnił się wasz SUMMIT?

- On podsumował cały ten niezwykle ciekawy rok, a przy okazji był momentem do zaprezentowania najlepszych prac uczestników kursów. W tej naszej myśli edukacyjnej jest choćby to, że przed otrzymaniem certyfikatu każda osoba musi przedstawić swój przypadek leczenia z ostatniego roku, wykorzystać wiedzę zdobytą na kursie. Odbywało się to przed specjalnym jury, każdy uczestnik miał pięć minut, a trzy najlepsze prace były przedstawianie podczas SUMMIT w Warszawie.

Dla nas to spotkanie było niezwykle istotne, dodatkowo potwierdziło to, co już zauważyliśmy. Szkoła Artroskopii powstała w Polsce, ale obserwował nas cały świat, a już szczególnie inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Osiem zdecydowało się wejść w system nauczania zaproponowany przez nas: to Litwa, Łotwa, Czechy, Ukraina, Grecja, Węgry, Rumunia i Izrael. Stworzymy międzynarodowe zespoły, w każdym znajdzie się specjalista z Polski i najlepsi ortopedzi z tamtych krajów, którzy chcą edukować. Będą więc kursy polskie, ale i mieszane, w zależności od poziomu. Szczególnie te na wyższych poziomach będą już stricte międzynarodowe.

 

 

Spodziewaliście się aż takiego skoku rozwojowego?

- Wiedzieliśmy, że zainteresowanie będzie duże, ale że aż tak wielkie – to nie. Idea jest bardzo dobra, to nowa myśl, połączenie różnych narzędzi edukacyjnych w jednym miejscu. Benefitem tego okresu pandemii jest to, że nauczyliśmy się pracować zdalnie, prowadzić webinary przez Teamsa, Zooma czy inne narzędzia. Taki wykład też fajnie spełnia swoją rolę, a spotykamy się już wtedy, gdy trzeba uczyć się rzeczy technicznych, czyli operować. A wtedy odbywa się to w systemie np. jeden nauczyciel – jeden uczeń czy jeden nauczyciel – dwóch uczniów. I przy kadawerze, czyli mamy świeżo mrożone stawy i jeżeli pracujemy np. nad kolanem, to testujemy wszystkie poznane techniki. To daje nam naukową jakość, a dopiero wyuczony uczestnik „dotyka” chorego pacjenta. Pragniemy, by polscy ortopedzi mieli jak najlepszą edukację, taka jest nasza idea.

 

Przy czym ten proces nie dokonuje się przez edukację państwową, a prywatną?

- To jest właśnie dość ciekawy wniosek. Wiemy, jak wygląda organizacja państwowa, czyli że nie wygląda w ogóle. Bierzemy więc, jako lekarze, sprawy w swoje ręce, a przecież większość z nas pochodzi właśnie z ośrodków prywatnych. Widzimy to już zresztą od jakiegoś czasu, że nauka w tej naszej części medycyny podąża w tym kierunku. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Nam po prostu chce się tworzyć nową jakość. Na ostatnim zjeździe Polskiego Towarzystwa Artroskopowego była przedstawiona praca, z której wynikało, że aż 80 proc. prac z tamtego kongresu powstało w ośrodkach prywatnych. To z nich pochodzi większość z nas, bo też zabiegi artroskopowe wychodzą z sektora publicznego, gdzie zastępuje je endoprotezoplastyka.

 

 

Czy SNACE będzie się rozwijał także na inne dziedziny?

- Tak, już teraz rozszerzamy działalność na dział protezowy, a nowy SNACE nie nazywa się „Arthroscopy”, a „Arthroplasty”. Dochodzą dwie nowe sekcje: endoprotezoplastyki kolana z robotyką, którą będzie nadzorował Yaron Berkovich oraz endoprotezoplastyki biodra. Smith&Nephew ma akurat jedną z najbardziej rozwiniętych robotyk na świecie, gdzie sztuczna inteligencja wspomaga operacyjne zakładanie stawów. Będzie uczyć wszystkiego, co jest związane z ciałem ortopedii.

Rozmawiał Andrzej Grupa