Filip Szymański Ambasadorem Rehasport!

Jeden z najlepszych specjalistów od ping ponga na świecie został Ambasadorem Rehasport. Filip Szymański, piąty zawodnik ostatnich mistrzostw świata, może liczyć na profesjonalną opiekę medyczną.

Filip Szymański od lat jest czołowym polskim tenisistą stołowym – w przeszłości był m.in. brązowym medalistą mistrzostw Polski seniorów w grze pojedynczej, a w grze podwójnej i mieszanej sięgał po złoto. Występował także w najsilniejszej lidze w Europie, czyli w niemieckiej Bundeslidze. Od kilku lat Filip Szymański z powodzeniem występuje w turniejach ping ponga, który od tenisa stołowego odróżnia się m.in. inną rakietką czy zakazem stosowania klejów. Nie ma więc w ping pongu nadawania piłeczce wielkich rotacji, akcje zwykle są dłuższe, a mniejsze znaczenie ma serwis.

W styczniu tego roku w Londynie Polak dotarł do ćwierćfinału mistrzostw świata – tam uległ późniejszego wicemistrzowi globu Chińczykowi Huangowi Jungangowi. Jak można się domyślać, Chińczycy zdominowali także i tę odmianę tenisa stołowego – w Londynie w półfinałach było ich trzech, a wielki finał stanowił ich wewnętrzną sprawę. Z Europejczyków wyżej od Polaka zaszedł tylko Anglik Chris Doran.

Filip Szymański regularnie będzie uczestniczył w konsultacjach medycznych w Rehasport. Pierwszą z nich już odbył – z dietetykiem Anną-Marią Borucką, fizjoterapeutą Rafałem Stachem oraz trenerem przygotowania motorycznego Józefem Napierałą.

Rozmowa z Filipem Szymańskim

Został Pan Ambasadorem Rehasport – skąd się wziął ten pomysł?

FILIP SZYMAŃSKI: – Wszystko zaczęło się po mistrzostwach świata w Londynie, w których osiągnąłem bardzo dobry wynik, czyli zająłem piąte miejsce. Poznałem wtedy pana Pawła Walczaka, dziś takiego mojego dobrego przyjaciela, który jest m.in. menedżerem Elektrycznych Gitar, a obecnie także i moim. Chciał pokierować moją karierą, wsparł mnie od strony fizjologicznej, ale też i przygotowania fizycznego. Pokazał mi, że są kierunki, w których tkwi sporo zapasu dla moich możliwości. I tak trafiłem do Rehasport, z czego się cieszę. Zostałem objęty fajną opieką medyczną.

Na dzień dobry spotkał się Pan z dietetykiem, fizjoterapeutą i trenerem przygotowania fizycznego. Czuje Pan, że tu właśnie jest ten wspomniały już „zapas”?

– Uczciwie powiem, że nie miałem do końca świadomości, jak może wpłynąć trening fizyczny, mentalny i zdrowe odżywianie na reprezentanta takiej dyscypliny, jaką jest tenis stołowy. Owszem, o pewnych rzeczach słyszałem, gdzieś tam starałem się wprowadzać pojedyncze elementy, ale jednak robiłem to na swoją rękę. Tymczasem – sam już to widzę – niezbędne jest profesjonalne podejście, a nie sama wybiórcza wiedza, którą można wyczytać z książek czy w internecie. Co innego, gdy za takie przygotowanie odpowiada grupa ludzi, za dietę, trening fizyczny, rehabilitację czy regenerację. Doskonale to czuję, że opieka medyczna w dzisiejszych czasach, dzisiejszym sporcie, jest niezwykle istotna, a bez niej nie ma szans na sukces.

Co wyniósł Pan z tych konsultacji?

– Bardzo dużo. W dzisiejszych czasach na końcowy sukces składa się wiele czynników. To nie jest tylko stanie przy stole i odbijanie piłeczki. Kiedyś może tak było, gdy liczba godzin treningowych została wydłużona i się robiło postępy. A dziś świat i sport profesjonalny poszły do przodu. To małe elementy, dobra dieta, przygotowanie mentalne, fizyczne, odpowiednia regeneracja, ta kumulacja wszystkich małych rzeczy, ale niezmiernie istotnych w życiu sportowca, wpływa na zdobywanie większej ilości punktów w danym secie. Może właściwa dieta da mi dwa punkty więcej, może przygotowanie fizyczne dołoży kolejne dwa. Bardzo często przegrywamy 13:15, 14:15, gdzie różnice są minimalne.

Wierzę, że dzięki treningowi i opiece medycznej, czyli tej wiedzy, którą już dostałem i dostanę jej jeszcze więcej, będę górą w decydujących momentach. To ode mnie wiele zależy, od mojej konsekwencji w realizowaniu zmian.

Gra pan w tenisa stołowego i ping ponga. Do jakiego wieku można być w tym sporcie na szczycie?

– Patrząc na zawodników, którzy grają, to i do 50 lat. Wszystko zależy, jak się człowiek prowadzi, jak dba o siebie, czy dalej jest w czynnym treningu, czy proces regeneracji też jest zachowany. Trzeba przestrzegać pewnych zasad. Dopóki zdrowie dopisuje, to można grać długo, a mnie – odpukać – kontuzje się nie przytrafiają. Oczywiście, w pewnym wieku spada siła fizyczna, czasem szybkość, ale można je nadrabiać innymi rzeczami: przygotowaniem mentalnym, doświadczeniem, ograniem.

A Pana marzenia są związane z medalem w mistrzostwach świata w ping pongu?

– Dopóki jestem sportowcem i trzymam tę rakietkę, to będę chciał się poprawiać. Nigdy nie będę sobie wmawiał, że mam swoje lata i jestem starszy, więc dlatego idzie mi gorzej. W tym sporcie na naukę nigdy nie jest za późno, a dopóki mamy sprawne dwie ręce i dwie nogi, zawsze można się poprawiać. Zachęcam starszych ludzi, którzy mają po 60-70 lat, by przychodzili na sale i grali. Nie chodzi o robienie postępów, ale aktywność fizyczną, a do tenisa stołowego wiele nie potrzeba i nie jest drogi. Cieszę się, że związałem się z tym sportem i będę się poprawiał, dopóki będę mógł.

Rozmawiał Andrzej Grupa